Liberalizm to źródło zorganizowanego zła, którego tolerować nie wolno.

Życie w Polsce nie jest łatwe. Ludzie czynu buntują się, gdy utrudnia im się działanie lub brakuje im na chleb. Osoby bardziej refleksyjne najboleśniej odczuwają panowanie głupoty. A w Polsce mamy totalitarne rządy idiotów (jeśli ktoś ma wątpliwości, to proponuję uważną lekturę poprzedniej mojej notki wraz z komentarzami). Czyż może być coś bardziej tragicznego? Mądrzy ludzie zawsze buntowali się przeciw głupocie. Począwszy od Chrystusa, dla którego głupota była przejawem zła, a skończywszy na Herbercie z jego „potęgą smaku”.

Ewangeliczna przypowieść o pannach mądrych i głupich objaśnia nam, czym jest głupota. Nie chodzi o brak inteligencji lub wykształcenia, tylko brak wytrwałości w czynieniu dobra. To chrześcijańskie dobro ma symbolizować oliwa, której zabrakło głupim pannom. Dobro czynione z miłości ku bliźnim w sposób roztropny (a więc dzięki mocy Ducha Świętego).

Przeciwieństwem mądrości jest więc działanie bezrefleksyjne i egoistyczne. Taka głupota może się przejawiać w formie pychy, pogardy lub egocentryzmu. Głupota nie jest więc jakąś drobną ułomnością. To jest absolutnie najgorsza przypadłość ludzkości. Bez niej zło nie mogłoby przyjmować zorganizowanych form. Zło wypływające z pożądliwości lub głupoty pojedynczych osób ma ograniczony zasięg. Zorganizowane formy zła mogą działać z olbrzymią siłą, niszcząc życie całym pokoleniom. Przykładem takiej zorganizowanej formy zła jest liberalizm, niszczący współczesną Polskę.

 

Głupota liberalizmu.

 

Często w dyskusjach z liberałami ogarniało mnie zażenowanie z powodu jakości ich wypowiedzi. Na podstawie licznych doświadczeń, sformułowałem tezę, że liberalizm oferując prymitywne wyjaśnienie rzeczywistości, jest atrakcyjny dla ludzi o marnym intelekcie. Niedawno natrafiłem jednak na tekst profesora Artura Śliwińskiego („Niemoralność ludzi władzy: ogromne znaczenie społeczne głupców w nowoczesnym społeczeństwie”), który uświadomił mi, że moja hipoteza jest słaba i nie ukazuje istoty problemu.

 

Artur Śliwiński odwołuje się do pracy greckiego filozofa, politologa i ekonomisty Evangelos Lempesisa pod tytułem „Ogromne znaczenie społeczne głupców w nowoczesnym społeczeństwie”.

Przytoczę kluczowy fragment tekstu, zachęcając do lektury całości:

Zwykli ludzie uważają – pisze Lempesis, że oszuści i spryciarze są ludźmi niemoralnymi, lecz na ogół inteligentnymi (zarówno w kręgu władzy, jak też w szerokich warstwach społecznych). Jednak nie jest to opinia potwierdzona naukowo. Oszustwo i spryt są bowiem sposobem rekompensowania niesprawności intelektualnej. Inteligentni ludzie nie mają powodu, by uciekać się do oszukańczych sztuczek. Oszustwo i spryt są przymiotami głupców.

 

To rozumowanie może być kamieniem milowym lub ożywiającym prysznicem na drodze zrozumienia, co się w Polsce dzieje obecnie […]. Co do oceny wyjściowej, nie ma większych wątpliwości; oszustwa i krętactwo ludzi tworzących krąg władzy jest dzisiaj powszechnie dostrzeganą plagą społeczną. Trudno również zaprzeczyć, że zachowania oszukańcze i pokrętne są normą w wielu grupach polskiego społeczeństwa, w szczególności związanych z biznesem. Prawdziwy festiwal niemoralności odbywa się na scenie światowej, na której politycy i ekonomiści rzucają w tłumy fałszywe idee, projekty, oskarżenia i groźby, a za kulisami toczą gry, które są przesiąknięte do cna ich interesami grupowymi.

 

Na świecie panuje kryzys, za który obwinia się działających na skalę globalną oszustów i spryciarzy (finansistów, skorumpowanych polityków, kłamliwe media). Towarzyszy temu oburzenie moralne. Czy to oburzenie jest uzasadnione, skoro są to kretyni (czyli są to ludzie w pewnym sensie niesprawni intelektualnie). Niemoralność jest wyłącznym przywilejem kretynów.

[...]

Pogląd, iż ludzi niemoralnych można zidentyfikować w prosty sposób, jako ludzi ułomnych intelektualnie lub duchowo, stanowi znaczne ułatwienie dla zrozumienia tego, co dzieje się w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym. Na przykład założenie leżące u podstaw ekonomii liberalnej, że ludzie zachowują się mądrze (racjonalnie) nie daje się utrzymać, co stawia całą ekonomię liberalną pod znakiem zapytania.

 

Nie ma wątpliwości, że chodzi w tym tekście o liberałów. Świadczy o tym fragment, w którym autor przypomina, że „starożytni Ateńczycy nazywali kogoś, kto żył sprawami czysto prywatnymi idiotą. To jest oczywiście rodowód słowa „idiota””.

 

Bardziej konkretny opis polskiego liberalizmu przedstawia Grzegorz Kołodko w wywiadzie, którego fragmenty cytuję poniżej:

 

Dziennikarz: Komu powinna służyć ekonomia?

KG: Na szczeblu państwowym – społeczeństwu, a na szczeblu ogólnym – cywilizacji, ludzkości, a nie grupom specjalnych interesów.

 

Dziennikarz: Tylko pod tym mógłby podpisać się właściwe każdy.

GK: Nie, pod tym nie może się podpisać każdy i pod tym się większość nie podpisuje. Większość opiniotwórczych osób traktuje ekonomię jak instrument załatwiania różnych spraw, które służą konkretnym interesom, niejednokrotnie kosztem ogółu czy też innych grup, słabszych graczy uczestniczących w rynkowej gospodarce.

Ekonomia, rozumiana jako dziedzina wiedzy o społecznym procesie gospodarowania, ma służyć dochodzeniu do prawdy. Jeśli ktoś potrafi zbudować większy gmach z rozpoznanych naukowo i uogólnionych prawidłowości i praw obiektywnie rządzących procesami gospodarczymi, to wtedy mamy teorię. Tak być powinno, natomiast w wielu przypadkach tak nie jest. Dla niektórych ekonomia nie jest dyscypliną naukową, lecz instrumentem lobbingu, czyli zabiegania o interesy poszczególnych grup, albo instrumentem ideologii, a więc walki o forsowanie jakiegoś systemu wyznawanych wartości, który jedni chcą narzucać drugim, niekoniecznie we wspólnym interesie.

 

Dziennikarz: Które grupy interesu są dziś najsilniejsze w Polsce?

GK:W Polsce jest wiele grup interesu, natomiast najbardziej wpływowym z punktu widzenia manipulowania opinią publiczną i posługiwania się w tych manipulacjach pseudoekonomią, jest skompromitowany zarówno moralnie jak i profesjonalnie nurt neoliberalny. Czasami z przekąsem nazywam go nadwiślańskim neoliberalizmem (gdyż ma swą lokalną konotację), który poprzez swoje wpływy w polityce, w mediach i w niektórych sektorach gospodarki – zwłaszcza w organizacjach pośrednictwa finansowego i konsultingu – troszczy się o poprawę sytuacji materialnej nielicznych kosztem większości. Do tego sprowadza się istota neoliberalizmu. 

 

Dziennikarz: A jednak w swojej książce pisze Pan, że dobiega nas dźwięk wbijania przedostatnich gwoździ do trumny neoliberalizmu.

GK:Neoliberalizm jest główną, zasadniczą przyczyną obecnego kryzysu. Jest to kryzys bardzo rozległy, dotyczący nie tylko sfer finansowej i produkcji, lecz również sfery społecznej, politycznej oraz ideowo-moralnej. To jest kryzys systemowy, ale nie kapitalizmu i nie gospodarki rynkowej w ogóle, tylko ich dewiacji w postaci neoliberalizmu.

 

 

Zła nie wolno tolerować.

 

Tekst Artura Śliwińskiego kończy się apelem, by głupców „traktować z większą doza obiektywizmu i ze zdecydowanie mniejszym ładunkiem zrozumienia i sympatii”. Odpowiadając na ten apel, wskażę na główne przejawy zła liberalizmu, z jakimi ja się spotkałem.

 

1. Niszczenie debaty publicznej.

W czasach przełomu, w jakich przyszło nam żyć, trudno oczekiwać, że ktoś zaproponuje całościowe rozwiązanie wszystkich problemów. Dlatego tak ważna jest publiczna debata. Wystarczy jednak, że pojawi się jakaś niezależna myśl lub choćby intrygujące pytanie, a z miejsca atakuje jakiś liberał ze swymi prymitywnymi receptami na wszystko. Liberałowie występujący anonimowo ograniczają się często do bluzgów i bezzasadnych ocen. Dziennikarze działający w mediach głównego nurtu stosują nieco bardziej wyszukane metody, ale merytoryczna wartość ich wypowiedzi nie jest większa niż bluzgi internetowe. Wystarczy przeczytać pierwszy lepszy felieton w mojej ulubionej gazecie, chcącej zresztą uchodzić za konserwatywną (by nie być gołosłowny, podaję przykład pierwszy z brzegu).

 

2. Występowanie przeciw wolności gospodarczej.

To działanie jest szczególnie przewrotne, gdyż liberałowie chętnie posługują się wolnościową retoryką. Grzegorz Kołodko w cytowanym powyżej wywiadzie dość dobrze opisał ich rzeczywiste cele i metody. Chciałbym jednak dodać do tego kilka uwag. Przede wszystkim bezzasadne utożsamianie liberalizmu i wolnego rynku daje okazję do łatwej krytyki idei wolnorynkowych. Bardzo pouczające jest zestawienie refleksji Ludwiga Erharda, który wniósł chyba największy wkład w budowę obecnej potęgi gospodarczej Niemiec, z wymysłami naszych liberałów. Erhard opisuje swe zmagania kartelami (obecnie taką rolę pełnią duże korporacje). Z jednej strony opierał się stanowczo przed regulacjami, jakie w Polsce prezentuje się jako porządkowanie ryku, a z drugiej wprowadzał regulacje ograniczające swobodę działania karteli w imię wolności gospodarczej! On doskonale rozumiał to, czego nasi liberałowie nie chcą zrozumieć (i co stanowi jeden z najpoważniejszych dowodów ich głupoty): wolny rynek jest możliwy jako obszar swobodnej działalności osób w lokalnej skali. Duże organizmy gospodarcze mają swoją ważną rolę do spełnienia, ale rząd powinien w sposób roztropny regulować zasady ich funkcjonowania, mając na uwadze dobro słabszych podmiotów (czyli obywateli swego państwa). Polscy liberałowie szermując wolnościową retoryką, występują jako rzecznicy tych najsilniejszych – często występując równocześnie przeciw polskiej racji stanu. To zasada stale i niezmiennie obecna w polskiej polityce gospodarczej po 1989 roku.

 

3. Niszczenie społeczeństwa.

Występowanie przez liberałów przeciw wolności gospodarczej nie jest jedynie wynikiem dążenia do osobistych korzyści, które można osiągnąć spieniężając dobro wspólne. Nawet działając w imię czystych idei (w tym wypadku: z czystej głupoty), liberałowie niszczą tkankę społeczną, przedkładając indywidualizm działaniom we wspólnocie. Rozbite społeczeństwo staje się zbiorowiskiem producento-konsumentów wykorzystywanym przez korporacje. Społeczeństwo zintegrowane staje się naturalnym zapleczem gospodarczej aktywności drobnych podmiotów lokalnych.

Równie wielkie znaczenie ma podkopywanie podstaw egzystencji coraz większych grup społecznych (w Polsce po 1989 roku szczególnie dotyczy to terenów wiejskich). To stwarza problemy społeczne, tak wielkie, że każda próba zaradzenia im prowadzi do wzrostu fiskalizmu i biurokratycznych obciążeń. To znowu uderza w najsłabsze podmioty gospodarcze, potęgując problem.

Trzecim – równie ważnym - aspektem tej sprawy jest występowanie przeciw idei sprawiedliwości społecznej, co sprawia, że w rolę rzeczników krzywdzonych warstw społecznych wciela się zgraja komuchów i dewiantów uchodzących w Polsce za lewicę.

 

4. Amoralność.

Jednym z fundamentów polskiego społeczeństwa podkopywanych przez liberałów jest chrześcijańska etyka. Nie ma takiego draństwa, do którego nie byliby oni zdolni, jeśli uznają, że to zgodne z ich chorą ideologią. Dla przykładu w każdym normalnym społeczeństwie za szczególnie godne potępienia uznaje się okradanie biednych. W Polsce indywidualistyczne podejście do unijnych funduszy pozwala na wydawanie miliardów przeznaczanych na „fundusz spójności” do zwiększania dysproporcji między bogatymi i biednymi. Sytuacja tych drugich wiele się nie poprawia, pomimo wydawanych miliardów (stąd ostatnia „dobra rada” by jedli szczaw i mirabelki brzmi szczególnie obrzydliwie). W tej sferze zwraca uwagę działalność „liberalnych intelektualistów” (jakby to określenie śmiesznie nie brzmiało). Sadzę, że „myśliciele” tacy jak Janusz Korwin-Mikke lub Grzegorz Świderski (bloger GPS) są w stanie uzasadnić każdą niegodziwość. Nawet jeśli dostrzegają sprzeczność swych poglądów z chrześcijańską doktryną (wszak „sprawiedliwość społeczna” to jedno z centralnych pojęć społecznej nauki Kościoła Katolickiego), pomijają to milczeniem, lub stwierdzeniem, że widocznie w Katechizmie Kościoła Katolickiego są pomyłki. Czyż potrzebny jest bardziej przekonujący dowód głupoty?

 

PS.

Mnie szczególnie oburza występowanie liberałów przeciw sprawiedliwości społecznej na zasadzie  skojarzenia z ZUS. Tak, jakby ZUS miał cokolwiek wspólnego ze sprawiedliwością w jakimkolwiek sensie.